Mak­si­mum roju mete­orów Kwa­dran­ty­dy

Każ­dy rok kalen­da­rzo­wy zaczy­na się pokaź­nym desz­czem mete­orów z roju Kwa­dran­ty­dy. Dorów­nu­je on, a nawet może prze­bić słyn­ne sierp­nio­we Per­se­idy. Czy z obsza­ru Pol­ski będzie­my mogli podzi­wiać te zja­wi­ska rów­nież i w 2017 roku? Zapra­szam do lek­tu­ry.

TRO­CHĘ TEO­RII

Nale­ży wspo­mnieć, że roje mete­orów bio­rą swo­je pocho­dze­nie z pozo­sta­ło­ści, jakie na swo­jej dro­dze orbi­tal­nej zosta­wia­ją za sobą… no wła­śnie. Głów­nie są to kome­ty, któ­re z łatwo­ścią tra­cą two­rzą­cy je mate­riał na sku­tek sub­li­ma­cji lodu pod­czas zbli­ża­nia się do Słoń­ca. Kome­ty tra­cą wte­dy swo­ją inte­gral­ność, a czą­stecz­ki gru­zu”, jaki zosta­je za kome­ta­mi spa­la­ją się w ziem­skiej atmos­fe­rze, two­rząc zja­wi­sko mete­oru. To wszyst­ko oczy­wi­ście dzie­je się pod warun­kiem, że Zie­mia przez taki kosmicz­ny śmiet­nik prze­la­tu­je. Innym źró­dłem rojów mete­orów mogą być rów­nież bar­dziej zwar­te cia­ła nie­bie­skie takie, jak pla­ne­to­idy. Ze wzglę­du na róż­ne oddzia­ły­wa­nia mogą one tra­cić swój mate­riał i powo­do­wać podob­ny efekt nad naszy­mi gło­wa­mi.

Kwa­dran­ty­dy swo­je pocho­dze­nie zawdzię­cza­ją wła­śnie pla­ne­to­idzie o ozna­cze­niu 2003 EH1. Na prze­ło­mie każ­dych lat nasza pla­ne­ta prze­cho­dzi przez stru­mień czą­stek pozo­sta­wio­nych przez to cia­ło nie­bie­skie. W oko­li­cach 34 stycz­nia Zie­mia wcho­dzi w wąskie cza­so­wo, gęst­sze obsza­ry tych chmur pyłu i mamy do czy­nie­nia z mak­si­mum aktyw­no­ści roju.

Nazwa tego roju wzię­ła się od nie­ist­nie­ją­cej już kon­ste­la­cji Kwa­dran­tu Ścien­ne­go, któ­ry znaj­do­wał się w gra­ni­cach obec­ne­go obsza­ru gwiaz­do­zbio­rów Wola­rza oraz Smo­ka. Jest to bar­dzo bli­sko aste­ry­zmu, któ­ry każ­dy zna — Wiel­kie­go Wozu. Każ­dy rój mete­orów wybie­ga” z wąskie­go obsza­ru na nie­bie. Jest on zwa­ny radian­tem. Wła­śnie w Kwa­dran­cie Ścien­nym znaj­do­wał się radiant Kwa­dran­ty­dów, gdy kon­ste­la­cja jesz­cze ist­nia­ła. Radiant to złu­dze­nie, któ­re­go dozna­je­my, patrząc z per­spek­ty­wy pędzą­cej Zie­mi na wprost lecą­cych w nas czą­ste­czek. To tak, jak­by­śmy patrzy­li na śnież­ki pod­czas śnie­ży­cy, jadąc szyb­ko autem. Będą one wybie­gać ze środ­ka pola widze­nia i roz­bie­gać się na wszyst­kie stro­ny auta, zupeł­nie jak mete­ory po nie­bie.

Położenie radiantu roju względem "Wielkiego Wozu" (kliknij, aby powiększyć). Źr. Stellarium
Poło­że­nie radian­tu roju wzglę­dem Wiel­kie­go Wozu” (klik­nij, aby powięk­szyć). Źr. Stel­la­rium

SYTU­ACJA2017 ROKU

W tym roku mamy sytu­ację o dwóch obli­czach. Z jed­nej stro­ny warun­ki do obser­wa­cji będa bar­dzo dobre, jeśli mowa o Księ­ży­cu. Nie będzie on w ogó­le prze­szka­dzał, ponie­waż jest tuż po nowiu. Z dru­giej jed­nak stro­ny mak­si­mum prze­wi­dzia­ne jest na godzi­ny popo­łu­dnio­we 3 stycz­nia (ok. 15:00), a wte­dy mamy w Pol­sce jesz­cze dzień. Ponad­to rój ten obser­wu­je się nad ranem, więc nawet zapad­nię­cie zmro­ku po 16:00 nie­wie­le nam pomo­że. Z racji tego, co napi­sa­łem wcze­śniej, iż ści­słe mak­si­mum trwa dość krót­ko (kil­ka godzin może zna­czą­co zmie­nić inten­syw­ność roju), będzie­my musie­li zado­wo­lić się obser­wo­wa­niem mniej­szej licz­by zja­wisk. W ide­al­nych warun­kach rój ten w mak­si­mum może osią­gnąć ok. 120 zja­wisk na godzi­nę. Ze wzglę­du na wspo­mnia­ne wyżej fak­ty, z Pol­ski powin­ni­śmy obser­wo­wać kil­ka­na­ście mete­orów na godzi­nę.

Nie wpo­mnę tu o pogo­dzie, któ­ra według pro­gnoz raczej nas nie roz­pie­ści…

JAK OBSER­WO­WAĆ?

Jeśli nie znie­chę­ci­ły Was powyż­sze infor­ma­cje na temat widocz­no­ści Kwa­dran­ty­dów i pla­nu­je­cie popa­trzeć na nie mimo wszyst­ko, zachę­cam do zapo­zna­nia się z kil­ko­ma waż­ny­mi fak­ta­mi na temat obser­wa­cji Kwa­dran­ty­dów.

Naj­waż­niej­sze jest zapew­nić sobie ciem­ne nie­bo. Kwa­dran­ty­dy to co praw­da jasne zja­wi­ska, ale miej­skie, a nawet wiej­skie świa­tła zabio­rą nam dużo mete­orów. Naj­le­piej zna­leźć się co naj­mniej kil­ka­na­ście kilo­me­trów poza naj­bliż­szy­mi obsza­ra­mi miej­ski­mi, kie­ru­jąc się na pół­noc­ny wschód, aby zosta­wić je za ple­ca­mi” gdy będzie­my patrzeć we wspo­mnia­nym kie­run­ku w nie­bo.

Noce są zim­ne, a bez­ruch to potę­gu­je. Ubie­ra­my się, jak na wypra­wę pod bie­gun. Serio 🙂 Leżak bar­dzo się przy­da, kari­ma­ta też. Nie przy­pła­ci­my wte­dy nocy bólem szyi zadar­tej w górę, gdy my sto­imy.

Ze wzglę­du na wspo­mnia­ny fakt wystą­pie­nia mak­si­mum w nie­ko­rzyst­nym dla Pol­ski cza­sie (po połu­dniu 3 stycz­nia), obser­wu­je­my mete­ory w dwie noce — z 2 na 3 stycz­nia oraz z 3 na 4 stycz­nia. Radiant roju przez pierw­szą poło­wę nocy jest bar­dzo nisko nad pół­noc­nym hory­zon­tem, a to powo­du­je ogrom­ne ogra­ni­cze­nie ilo­ści widzia­nych zja­wisk. Dla­te­go też obser­wa­cje nale­ży pro­wa­dzić nad ranem, gdy radiant zacznie ponow­nie wzno­sić się nad pół­noc­no-wschod­ni hory­zont.

W prak­ty­ce nie ma zna­cze­nia, w któ­rą stro­nę nie­ba patrzy­my. Moż­na jed­nak zacząć od skie­ro­wa­nia wzro­ku na pół­noc­ny wschód, wyso­ko nad hory­zont. Gdy już zoba­czy­my, skąd nad­la­tu­ją mete­ory, będzie­my wie­dzie­li gdzie patrzeć.

Facebooktwittermailby feather

Komentarze są zamknięte.